poniedziałek, 21 marca 2016

Rozdział 6

***Perspektywa Lily***

Gdyby to wszystko potoczyło się inaczej zapewne nie stałabym teraz pomiędzy dwoma dygoczącymi z gniewu chłopakami.  Oczywiście, jak zawsze wszystko musiało pójść w złą drogę.

-Beau, błagam uspokój się. Wszystko Ci wytłumaczę!- podchodzę do niego bliżej i kładę rękę na jego torsie, ale ten natychmiast się odsuwa.

-Nie musisz. Widziałem wystarczająco dużo.

-Przepraszam..- jedynie takie słowo mogę z siebie wydusić w tej chwili.

-Za to, że mnie nie słuchasz? Miałaś się trzymać od tego gnoja z daleka!- krzyczy zrzucając z komody zdjęcia.

-Traktujesz mnie jak jakąś własność od dłuższego czasu. Co tak naprawdę ode mnie chcesz, Beau?- mówię łamiącym się głosem.

-Zabawne- odzywa się ze śmiechem Luke na co mierzę go wzrokiem. Podnosi ręce w znaku poddania się.

-Jeszcze raz się odezwiesz, a pożałujesz- grozi Luke'yowi.

-Zapominasz się.

Dostrzegam jak Luke zaciska szczękę i zmacnia uścisk pieści. Mój przyjaciel natychmiast do niego podchodzi i wymierza strzał w szczękę przez co wróg napastnika upada na ziemię. Beau nie przestaje  dawać ciosów. Chwilę pózniej role się zamieniają, lecz nie na długo.

-Przestań!- krzyczę, próbując odciągnąć zielonookiego chłopaka od rannego. W konsekwencji  zostaję odepchnięta tak, że tracę równowagę i upadam na wcześniej zbite szkło, leżące na podłodze.

Beau podnosi się z leżącego chłopaka po czym idzie w stronę drzwi od mojego pokoju. Zatrzymuje się na chwilę, następnie odwraca się w moją stronę.

-Mam nadzieję, że wszystko wróci do normy- odzywa się groźnym głosem po czym kładzie rękę na wysokim lustrze i zwala je na podłogę. Wychodzi.

Nie wiem nawet jak opisać to co teraz czuję. Moje uczucia są mieszane, pokój zdemolowany.  Przyjaciel okazał się zupełnie kimś innym niż się wydawało.


Czy na pewno wszystko wyszło na jaw o Beau?

Co jeszcze ukrywa i co ma w planach?


Chwytam się komody i próbuje wstać, tymczasem Luke siedzi na podłodze i wyciera krew wcześniej ściągnięta koszulką.

-Nie miałam pojęcia, że tutaj przyjedzie..- odzywam się.

Moje ciało jest obolałe, jestem przestraszona tym co się wydarzyło pare minut temu.

-Ma więcej siły niż kiedyś, wyrobił się skurwiel.

-Gdzie go poznałeś?- pytam.

-Nieważne.

-To nie odpowiedź.

-Załóżmy, że powiem Ci kiedy indziej.

-Łatwo nie odpuszczę- uśmiecham się w jego stronę delikatnie.

-Wiem to. Jesteś cholernie trudna i upierdliwa.

-A Ty nadal niewychowany- dogaduję.

-I ranny- dopowiada.

-Cholera! Połóż się- rozkazuję.

Idę do łazienki i wyciągam z górnej szafki małą apteczkę po czym natychmiast wracam do pokoju, gdzie jest niesamowity bałagan. Ranny chłopak zrobił, tak jak mu kazałam. Leży na łóżku z skrzyżowanymi rękoma za głową i gapi się w sufit niczym teraz ja na niego. Chwilę później odwraca wzrok na mnie i słodko się uśmiecha, a ja czuję jak do policzków napływa mi krew.

-Sytuacja się powtarza.

-Jaka sytuacja?- pytam nie za bardzo wiedząc o co chodzi.

-Kolejny raz łapię Cię na tym, że się na mnie gapisz- odpowiada, podnosząc się na łokciach. 

-Teraz będziesz przez parę minut czuł mój wzrok na sobie, więc lepiej się przygotuj i kładź- syczę, popychając go delikatnie, aby wrócił do swojej poprzedniej pozycji. 

Biorę najpotrzebniejsze rzeczy z apteczki oraz wodę, które umieszczam obok chłopaka i siadam na niego okrakiem, żeby łatwiej było mi dostać się do ran. Luke bacznie obserwuje moje ruchy, ale nie odzywa się ani słowem. Po starannym przemyciu i odkarzeniu ran na głowie zaczęłam zajmować się raną na brzuchu z lewej strony. Gdy wyciagałam kawałki szkła z szramy Luke się odezwał.

-Chyba często już opatrywałaś ludzi. Jesteś  w tym nieźle wprawiona- chwali mnie pierwszy raz.

-Przy rodzicach lekarzach trudno nie być- odpowiadam, dociskając mokry ręcznik do rozcięcia na co chłopak głośno syknął z bólu.

-Aaa! Przepraszam nie chciałam tak mocno!- panikuję.

-Dam radę. Bywało o wiele gorzej- uspokaja mnie.

W końcu unoszę swój ciężki tyłek nad jego dolną częścią ciała i sięgam po bandaż oraz gazę. Nie zważając na szybkość swoich ruchów siadam energicznie na jego krocze. 

-O kurwa, Lily- warczy, odchylając głowę do tyłu.

-Przepraszam!- zakrywam usta ręką.

-Jeśli nie chcesz, żebym tutaj zaraz doszedł to nie rób tak więcej- błaga.

Chwilę później kończę swoją pracę i mogę wziąć się za kolejną- sprzątanie. Długa noc przede mną. 

______________________________

Hejka! Wybaczcie mi, że musieliście tak długo czekać na kolejny rozdział, ale totalnie nie miałam czasu, aby go napisać :( Mam jednak nadzieję, że Wam się spodoba i wybaczcie mi wszystko! Zapraszam do czytania oraz komentowania, misie :* Do napisania! 

KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ 

niedziela, 31 stycznia 2016

Rozdział 5

 ***PERSPEKTYWA LILY***

Gorący strumień wody oblewa moją skórę. Czuję jak z moich mięśni schodzi napięcie. W końcu mogę się zrelaksować po tak ciężkim dniu. Jestem sama w domu, więc nie muszę tłumaczyć się rodzicom, gdzie byłam i z kim. Taki spokój marzył mi się od dawien dawna. Wychodząc spod prysznica, sięgam po różowy ręcznik z dużym napisem "PLAYBOY", który dostałam od swojej przyjaciółki. Zakładam go na siebie i wychodzę z mokrymi włosami do swojego pokoju. Powoli otwieram drzwi, a ku moim oczu ukazuje się postać chłopaka, którym jest Luke.

-Co Ty tutaj robisz do cholery?- krzyczę przytrzymując ręcznik ręką.

-Hola, hola! Na początku spróbuj się uspokoić, bo zaraz ten ręcznik z Ciebie zleci, dziewczyno playboy'a- mówi, wskazując na mnie ręką.

-Pewnie nie miałbyś nic przeciwko- odpowiadam, podchodząc do dużej szafy z ubraniami.

-Czytasz mi w myślach- rozkłada się na moim łóżku, jak gdyby nigdy nic, a ja mierzę go wzrokiem.

-Długo zamierzasz tu być?- pytam.

-Przyniosłem Ci torebkę- unosi ją wysoko z podłogi, abym mogła ją zauważyć, totalnie ignorując moje pytanie.

Patrzę się w jego stronę na tyle długo aż mówi:

-Nie gap się tak na mnie. To wkurzające- syczy.

-To Ty jesteś w moim domu, w moim pokoju, więc jeśli coś Ci nie pasuję możesz stąd wyjść. Masz czas do namysłu, ja idę się ubrać- odpowiadam mu takim samym tonem.

-Okej, ale uważaj na ręcznik, skarbie.

Ten człowiek zaraz mnie wyprowadzi z równowagi, jeśli jeszcze raz coś powie.

Po co on mi w ogóle przywoził tę torbę. Mógł ją przechować do poniedziałku i wtedy mi ją dać. Szybko zakładam na siebie majtki, szare spodnie dresowe i czarną obcisłą bluzkę. 

Kurde. Dlaczego akurat wzięłam tę bluzkę? Moje niemałe piersi są teraz ściskane przez ciasny materiał bluzki, a ja mam chłopaka, który działa mi na nerwy w swoim pokoju. Po prostu super.

Wchodzę do pokoju z nadzieją, że chłopaka już nie ma, ale tak nie jest.

Stoi do mnie tyłem przy komodzie, gdzie stoją zdjęcia. Podchodzę do niego bliżej, aby widzieć dokładniej co robi. 

-Miałam na tych zdjęciach trzynaście lat. Fajne czasy wtedy były- mówię, zabierając mu ramkę ze zdjęciem.

-Teraz nie jest fajnie?- pyta, patrząc mi się prosto w oczy.

-Jeśli chodzi o spędzanie czasu z moją rodziną to raczej nie. Nie mam z rodzicami takiego kontaktu jak wcześniej. Wolą mojego brata.

-Twój brat ma lepsze cycki od Twoich?

-O Boże, Luke!

-Kogut się włączył, uwaga!- zaczyna się śmiać.

-Ha ha, ale śmieszne- wytykam język w jego stronę.

-Nie zachowuj się jak dziecko, proszę- błaga.

-Jestem jeszcze dzieckiem- kładę się szybko na łóżko po chwili opierając się o łokcie.

-Jesteś strasznie denerwującym dzieckiem- stwierdza.

-Ale wciąż tu ze mną jesteś.

-Denerwuję Cię?

-Skądże- kłamię, przewracam oczami, a ten ściąga bluzkę.

 


Co on do cholery jasnej robi?

-Posuń się- rozkazuje

Robię to jak mi każe, daje mu jak najwięcej miejsca.

-Po co to robisz?

-Ale co?

-To wszystko- pokazuje rękoma na nas, a później dodaję.

-Spędzasz ze mną czas, całujesz. Nie lubisz mnie, a jednak tutaj jesteś.

-Czy ja powiedziałem, że Cię nie lubię?

Przez chwilę się zastanawiam.

-Jesteś taka seksowna.

Czuję jak moje policzki robią się czerwone.

Bierze moją dłoń i kładzie ją na swoim brzuchu po czym przybliża się do mnie łącząc nasze usta w pocałunku. Jego usta są ciepłe, lecz zimny metal w wardze robi swoje. 

Cholera.

Nagle słyszę jak ktoś otwiera drzwi od mojego pokoju. Serce natychmiast próbuje mi wyskoczyć na zewnątrz. Zatrzymuję pocałunek i otwieram oczy, aby zobaczyć, że w środku jest nikt inny jak Beau. 

-Lily, kurwa mać! Co Ty z nim robisz?- patrzy na nas z niedowierzaniem.

Luke zaczyna się śmiąc, a ja nie wiem co zrobić. 

Wstaję na nogi i podchodzę do Beau, próbując go odciągnąć jak najdalej, ale to chyba nie pójdzie tak łatwo.

 _______________________________________________

Hejka! Witam Was po dosyć długiej nieobecności z nowym rozdziałem. Przepraszam, że jest on taki krótki, ale mam nadzieję, że docenicie moją pracę :( Zapraszam do czytania i komentowania! Do napisania, misie! :* 

KOMENTUJESZ= MOTYWUJESZ

 




środa, 13 stycznia 2016

Rozdział 4

***Perspektywa Lily***


 Wszystko w tym dniu było dla mnie trudne.

Jak mogłam tak postąpić?

Całując się z Luke'yem nie miałam pojęcia co wyprawiam. Powinnam poznać go bardziej zanim przeszliśmy do takiego czegoś.

 Jestem idiotką. Ten człowiek tak naprawdę nawet mnie nie interesuje, a Beau ostrzegał mnie, żebym trzymała się od niego z daleka.

Ale dlaczego?

Ukrywa coś?

Od dwudziestu minut chodzę i szukam Beau' ego. Bez skutku, po nim i po samochodzie ślad zaginął. Zostawił mnie tu samą, bez w miarę szybkiej  możliwości powrotu do domu. Super. Wracam do salonu połączonego z kuchnią, gdzie siedzi grupka ludzi grających w butelkę. Siadam naprzeciwko nich na jednym z krzeseł przy wyspie kuchennej i opieram głowę na swojej ręce. Kręcę telefonem, gdy przysiada się do mnie chłopak.

-Cześć, ślicznotko- mówi pijanym głosem.

Nie odpowiadam. Jeszcze brakuje mi do szczęścia, żebym wplątywała się w rozmowę z nietrzeźwym facetem. 

-Dlaczego jesteś taka cicha? Może trzeba Cię rozruszać, abyś zaczęła mówić?- łapie mnie i próbuje zaciągnąć w inne miejsce. 

-Błagam, puść mnie- zaczynam krzyczeć i się wiercić.

-Pokaże Ci coś fajnego, chodź. Nie pożałujesz- syczy, pogłębiając siłę.

-Nie, nie chcę.

-Zostaw ją, zjebie- nagle znajomy głos chłopaka się pojawia, a zaraz po nim dostrzegam jego sylwetkę. To Luke.

-Myślisz, że mnie od tego powstrzymasz?- zaczyna się śmiać, ale nadal mnie trzyma.

-Ja to po prostu wiem- przybliża się.

Chłopak mnie puszcza i stają twarzą w twarz. Luke wymierza cios nieznajomemu, a natychmiast upada na podłogę. Zniża się do niego i zadaje kolejne uderzenia przeciwnikowi, powodując, że krew zaczyna coraz mocniej cieknąć z jego głowy. 

-Luke, zabijesz go!- powstrzymuję go.

Zadaje mu kolejny cios i wstaje, jak gdyby nic.

-Wszystko w porządku? 

-Jest okej. Dziękuję za pomoc. Nie wiem co by się stało, gdybyś się nie pojawił- odpowiadam

-Szczerze mówiąc to myślałem, że już stąd pojechałaś.

-Ta, bo miałam- mówię opierając się o ścianę.

-Czyżby Twój chłoptaś Cię zostawił?- pyta rozbawiony


-Nie zostawił- kłamię. 
-To gdzie teraz jest?- pyta rozglądając się po pomieszczeniu, a zaraz po tym dodaję.
-Nie musisz kłamać, bo przede mną nic nie ukryjesz. Beau raczej już do Ciebie dzisiaj nie wróci.  
-Super. Tym razem serio już sobie pójdę. Na razie.- żegnam się i zaczynam iść w stronę wyjścia.
Nie mam ochoty przebywać z tym człowiekiem. Nic nie robi, a działa mi na nerwy. 
Godzina dwudziesta trzecia, a ja nadal nie dotarłam do domu. Po moim godzinnym spacerze nogi mi odpadają.  Najchętniej usiadłabym teraz na chodniku i czekała na jakiekolwiek zbawienie.
Czy ja w ogóle dotrę do celu?
Gdy naprawdę chcę się poddać zatrzymuje się obok mnie znajome mi BMW, opuszcza szybę, a zza niej wyłania się Luke.
-Podwieźć gdzieś Panią?
-Nie wsiadam do aut nieznajomych. 
-Okej, tylko chciałem pomóc, ale jeśli chcesz to możesz iść dalej i się męczyć- powoli mnie przyśpiesza.
-Ej!- wołam.
Staje.
-Zmieniłaś zdanie?
-Tak, proszę.. Podwieziesz mnie?
-Wsiadaj, mała- rozkazuje.
-Tylko nie mała- warczę i mierzę go wzrokiem.
-Dobra, dobra. Żartuję sobie tylko- unosi ręce do góry.
Zapinam pasy po czym ruszamy.
-Musisz mnie zawieźć na...- nie pozwala mi dokończyć. 
-Wiem gdzie mieszkasz.
Skąd on wie? 
Śledzi mnie? 
-Skąd znasz Beau' ego? 
-Aż tak bardzo Cię interesuje?
-Chciałabym znać odpowiedź.
-Zapytaj się go. Ja nie mam ochoty o nim gadać. Jak dla mnie to skończony idiota. 
-Co z nim nie tak?- pytam kolejny raz.
-Czego nie zrozumiałaś jak powiedziałem, że nie chcę o nim gadać? Jesteś taka głupia?
-Zatrzymaj się- rozkazuję, a on przyśpiesza.
-Luke, zatrzymaj się!- powtarzam.
-Nie. Zaraz i tak będziemy w domu.
-Jak nie zwolnisz to będziemy w szpitalu, a nie w domu. Opanuj się!- syczę.
Po moich słowach zwalnia.
-Jesteś idiotą. 
-No patrz, a Ty idiotką.
W końcu jesteśmy na miejscu i mogę uwolnić się od tego bezmyślnego debila.
Natychmiast wysiadam i trzaskam drzwiami, biegnąc przez trawę do domu. 
Ciężki dzień za mną.
_____________________________________________
Hejo! Nareszcie mogę Wam przedstawić 4 rozdział :) Mam nadzieję, że go docenicie. Jest według mnie trochę krótki. Proszę o opinię w komentarzach! :* 
Kolejny rozdział może pojawić się niebawem. Oczywiście nic nie obiecuję, ale mam nadzieję, że tak będzie :D Do napisania, kochani! :*

KOMENTUJESZ= MOTYWUJESZ




 

sobota, 26 grudnia 2015

Rozdział 3

***Perspektywa Lily***

W końcu nastąpił dzień, który był przeze mnie długo oczekiwany- weekend. Otóż, może i jestem dla niektórych tylko nudną dziewczyną, siedzącą całe dnie w książkach, ale tak naprawdę, lubię (jeśli tylko mogę) wyjść ze znajomymi i świetnie się bawić. Zresztą. 

Kto tego nie lubi?

Jest godzina dziewiętnasta w sobotę. Dzień zleciał mi na niczym innym jak na nauce. Gdy w końcu kończę nakładać maskarę na rzęsy, zaczynam zabierać się za swój strój. Chwilę później słyszę dźwięk pukania do drzwi rozbijający się po domu. Szybko schodzę na dół i otwieram dostojnym ruchem wejście.

-Wyglądasz..wow- mówi wchodząc do mieszkania.

-Jak? "Wow" nic mi nie podpowiada. Oświeć mnie, Beau- drażnię się z nim.

Doskonale wiem, że mu się podoba to jak wyglądam. Widać to, widać jego zdziwienie, podekscytowanie na jego twarzy. 

-Pięknie- odpowiada, kładąc swoje dłonie na mojej talii, powoli przyciągając. 

-Dzień komplementowania?- pytam po czym odsuwam się od jego ciała i sięgam po torebkę.

-Nigdy nie jest na to za późno, Lil.

Siedząc w samochodzie, tym bardziej w ciszy, możemy wiele rzeczy przemyśleć. Pierwszą rzeczą będzie to czy nie brnę za daleko z Beau. Znam go od piaskownicy. Z racji tego, że nasi rodzice znają się bardzo dobrze, bywał u mnie często. Przebywaliśmy z sobą cały czas, aż do teraz. 

Wtedy, gdy mnie pocałował..cudowne uczucie. Bycie blisko ze swoim przyjacielem...hmm..

Czy to dobry pomysł?

Drugą rzeczą jest to: 

Być w relacjach przyjacielskich i nie narażać się na ich utratę?

Czy

Uciec z friendzone i narażać się na utratę przyjaciela, gdy stanie się coś niechcianego?

Nie mogę zaprzeczyć. Beau jest bardzo, ale to bardzo gorącym facetem. Wiele dziewczyn w szkole i nie tylko się za nim gania, jednak, na moje oko, nigdy nie dawał im zainteresowania. 

-Lily? Słyszałaś mnie?- pyta.

-Co, co mówiłeś?

-Mówiłem, że musimy na chwilę wpaść do mojego znajomego, a później pojedziemy gdzieś, gdzie nie będzie tylu ludzi. 

-Dlaczego będzie u niego tyle osób?

-Robi imprezę, nic nowego- wzrusza ramionami, a zaraz po tym wychodzi z auta i idzie w moją stronę, żeby otworzyć mi drzwi.


Będąc już w środku rozglądam się oraz trzymam mocno ręki Beau, aby się nie zgubić. Mówił prawdę, jest masa ludzi. Widzę te osoby pierwszy raz. Większość dziewczyn jest ubrana bardzo skąpo, z dekoltów wylewają im się piersi, a spódnice są tak krótkie, że widać im prawie całą pupę. 

Co w tym seksownego?

Jak faceci mogą na takie lecieć? 

Idąc jeszcze kawałek, dostajemy po zielonym kubku, jak myślę z alkoholem. 

Wchodzimy do salonu połączonego z gigantyczną kuchnią. Para ludzi tańczących na stole ma swój świat. 

-Siema, stary!- krzyczy w naszą stronę chłopak siedzący na sofie z grupą ludzi. 

Wstaje.

-Hej!- wita się z brunetem.

-A to kto?- pyta się mierząc mnie wzrokiem.

Natychmiast czuję jak moje policzki robią się czerwone.

-Przepraszam, zupełnie zapomniałem Was przedstawić. Lily to Zayn. Zayn  to Lily- zapoznaje nas.

-Jesteście parą?- patrzy się na nasze złączone dłonie, a ja natychmiast puszczam Beau, czując się niezręcznie przy nieznajomym.

-Nie- mówimy razem, a Beau zaraz dokańcza. 

-Bardzo dobrzy przyjaciele- puszcza oczko.

-Mówisz o tym co myślę?- zadaje kolejne pytanie tego wieczoru, tym razem z jeszcze większym uśmiechem na twarzy. 

Zayn nie wygląda na złego kolesia. Ma koleżeńskie oczy. Chociaż nie powinnam go oceniać, nie znam go, ale cholera, jest przystojny, cholernie przystojny. 

 Co ja tutaj robię?

O czym ten chłopak mówi?

-Raczej nie pójdę w ślady swojego kumpla, Zayn- w jego głosie słychać zdenerwowanie.

-Mówiąc "raczej" masz na myśli, to że wszystko jeszcze w Twoich planach może się zmienić? 

-Nie teraz, koleś. Przyszedłem tu po coś. Chciałbym już stąd jechać.

-Okej, ale ona niech tutaj lepiej zostanie. Po co ma się plątać- unosi ramiona po czym je opuszcza i odchodzi. 

-Nie ruszaj się stąd, proszę. Zaraz wrócę- mówi, całując mnie w czoło. 

Powoli idzie w stronę znajomego.

Po co on tutaj przyjechał?

Jak mam rozumieć to wszystko?

-Proszę, proszę. Kogo ja tutaj widzę- idą w moją stronę bliźniacy Brooks.

-Widzę podwójnie, aż nie wiem czy zaraz nie wyskoczę ze szczęścia- przewracam oczami.

-Ja też niezmiernie się cieszę, że Cię widzę, Lily. Co Ty tutaj robisz?- pyta.

-Przyjechałam z kimś?- syczę.

-Aa, to gdzie masz tego kogoś?- odpowiada pytaniem.

-Zaraz wróci, nie martw się.

-Luke, widzisz, że jest w niehumorze. Męczysz ją tylko.

-Zamknij się, Jai. Miałem Cię tak czy siak ze sobą nie zabierać, a zrobiłem dobry uczynek, więc zrób tak samo dla mnie i siedź z gębą na kłódkę- warczy na brata.

-I tak muszę już iść. Pa, Jai- żegnam się z milszym bliźniakiem, a drugiego mierzę wzrokiem i ruszam szybkim krokiem w stronę drzwi.

Gdy mam już chwytak za gałkę, czuję jak ktoś ciągnie mnie za rękę, co powoduje, że uderzam tyłem o ścianę. 

Jeszcze tego brakowało.

-Co do cholery?- mówię, później orientuję się kto za tym stoi.

Luke.

-Nie pożegnałaś się ze mną- ręce ma po obu stronach mojej głowy. 

To wszystko powoduje, że robi mi się gorąco.

-Nie mam takiego obowiązku- odpowiadam spokojnie.

-Wolałbym, żebyś zachowywała się lepiej. Teraz Ty jesteś, hmm.. Jak Ty to powiedziałaś do mnie wtedy? "Niegrzeczny"?- cytuje.

-Będę się zachowywała jak tylko chcę.

-Jesteś niegrzeczna- mówi.

-Przykro mi z tego powodu, naprawdę- kolejny raz przewracam oczami.

Przyciska wargi do moich. Próbuje się od tego wyrwać, ale nie mogę. Coś mnie hamuje w środku. Oplatam nogami go dookoła pasa i chwytam za włosy. 

Cholera, co ze mną jest? Niemożliwe, żeby ten jeden drink tak na mnie działał.

-Ej!- nagle słyszę głos jakiegoś mężczyzny. 

Natychmiast przerywam wszystko i schodzę na nogi.

-Luke! Chodź pić, Melanie przyszła!- nieznajomy mi blondyn do niego krzyczy.

-Zaraz idę!- odkrzykuje i odwraca się do mnie.

-Z pewnością to powtórzymy, na razie- puszcza mi perskie oczko po czym się oddala.

Nie odpowiadam mu. Mam namieszane.  Przed chwilą całowałam się ze swoim kolegą z klasy, którego tak naprawdę nie znam. O Boże. Na moją głowę ten wieczór to definitywnie za dużo.

________________________________________________________

Hejka, misie! Napisałam dla Was rozdział trzeci! Mam nadzieję, że będziecie zadowoleni tym co zrobiłam :D

Jak myślicie? Co Zayn i Beau mieli do załatwienia? O co chodziło Zayn' owi? Czy Zayn namiesza w życiu Lily? A może Luke? 

Co Lily powinna zrobić w takiej sytuacji?

Zapraszam do czytania i komentowania! Do napisania! :* 

KOMENTUJESZ= MOTYWUJESZ

 

 

 

 

 

sobota, 19 grudnia 2015

Rozdział 2

 ***PERSPEKTYWA LILY***

Czas zacząć rutynę. Mój poranek minął dokładnie tak samo, jak wczorajszy. Był pełen stresu, niewiadomej oraz pośpiechu. 

Zabrałam się z rodzicami oraz z moim młodszym bratem- Mike'yem, samochodem. Podróż ciągnęła się w ciszy, aż w końcu dojechaliśmy do celu. 

Mój ojciec zatrzymał się blisko wejścia, abym nie musiała wlec się przez cały parking, narażona na przejechanie przez auto, jakiegoś młodego kierowcy. Za co bardzo mu dziękuję. Po pożegnaniu się z wszystkimi weszłam do ogromnego budynku, poszukując swojej szafki i przeglądając plan zajęć na cały tydzień.

W końcu usłyszałam znajomy głos, należący do mojej najlepszej przyjaciółki-Ariany, każący mi do niej podejść.

-Cześć, kochana!- powiedziała, mocno mnie ściskając.

-Hej. Zostało pięć minut. Idziemy już do klasy?- zapytałam, a ona potaknęła.

Z mojego szkolnego dnia zostały tylko niecałe dwie godziny, które skończą się zapewne tak szybko jak się zaczęły. Jestem już strasznie zmęczona ciągłym wysłuchiwaniem nauczycieli, jakie obowiązki nas obejmują. Na każdej lekcji tylko znajome nam z przeszłych lat regulaminy. 

-Witam. Nazywam się Scoot Raw. Będę Was uczył lekcji historii sztuki, ale nie dziś- powiedział ze śmiechem, gruby mężczyzna w garniturze. 

O matko. 

Siedzę dwadzieścia minut i oczekuję aż Pan Raw zacznie wyczytywać punkty na kartce, jednak nie mogę się doczekać. Jeśli tego nie zacznie to zasnę lub po prosu zwrócę mu uwagę, aby zaczął cokolwiek robić. Gdy mam ochotę wyciągnąć książkę, wstaje po czym zaczyna mówić. Nagle słyszę trzaśnięcie drzwiami od sali i odwracam wzrok w stronę hałasu. 

-Stój- mówi do chłopaka ubranego całego na czarno. 

-Czego chcesz?- pyta się, jak by był to jego przyjaciel.

Poznaję go. To ten sam chłopak, którego widziałam dzień wcześniej. Jednak to ten, który się patrzył czy jego brat? Właśnie upewniłam się jak rozróżnienie bliźniaków jest trudne.

-Panuj się Brooks. Spóźniłeś się. Znowu chcesz oblewać szkołę? Wiesz jak to się skończyło, a raczej nie chcesz kolejnego roku siedzieć w pierwszej klasie. Stać Cię na więcej. Usiądź w pierwszej ławce, żebym miał Cię na oku- rozkazuje.

O nie, o nie, tylko błagam, niech nie usiądzie obok mnie. Chcę mieć spokój.

-Wiem co dla mnie dobre. Nie wtrącaj się Scoot- mówi po czym idzie, oczywiście w moją stronę.

Naprawdę? Nie chce z nim siedzieć, dwie ławki są całkowicie puste. Musiał wybrać akurat tą, w której siedzę ja? 

Dziesięć minut później dzwoni dzwonek i wszyscy natychmiast wybiegają z klasy, zastawiając mnie i bezimiennego chłopaka samych.

-Nie wychodzisz?- pytam go.

-A Ty? Mogłabyś w końcu opuścić salę, a nie bezczelnie się na mnie gapić. Wiem, że wyglądam jak Bóg, ale denerwujesz tym strasznie- mówi, puszczając mi perskie oczko.

-Za to Ty mógłbyś się opanować. Jesteś niegrzeczny- mierzę go wzrokiem po czym odwracam się i wychodzę.


 Po powrocie do domu planuję wszystko co mam jutro do roboty. Przygotowując książki oraz notatniki, dzwoni telefon. Przykładam go do ucha i witam się z dzwoniącym.
-Cześć. Jesteś w domu?- pyta mnie Beau.
-Jeśli chcesz wpaść to mnie nie ma- mówię z żartem.
-Jasne i tak wiem, że chcesz się ze mną widzieć całymi dniami. Otwórz drzwi.
Idę po schodach i powoli otwieram drzwi, zapraszając stojącego przed nimi chłopaka do mojego pokoju.
-Co Cię do mnie sprowadza, przyjacielu?- pytam zakluczając swój duży pokój.
-Chciałem się z Tobą zobaczyć, porozmawiać. To raczej nic dziwnego- mówi rozkładając się na łóżku.
Kładę się obok niego.
-Dobrze, więc zaczynaj.
-Słyszałem, że jest u Ciebie w klasie Brooks- rozpoczyna.
-Prawda. Dziwny z niego koleś. Jest bardzo niewychowany, pewny siebie i zaczął mnie drażnić po pierwszej, nawet nie godzinie! Znasz go?
-Nie, że znam. Rozmawiałem z nim raz, gdy mieliśmy do siebie jakąś sprawę. Nawet nie pamiętam co to było. Jeśli dasz radę to i tak trzymaj się od niego z daleka, na pewno nie przyniesie nic dobrego- ostrzega.
-Och, nawet nie przyszło mi na myśl, żeby się koło niego kręcić. Jestem mądrą, pełną rozumu kobietą- mówię z uśmiechem. 
-Wiem to- odpowiada po czym przysuwa się bliżej, kładzie swoją dłoń na moim policzku, przysuwając usta do moich. Odwzajemniam pocałunek po chwili go pogłębiając.
___________________________________________

Hejka, kochani! Przedstawiam Wam rozdział drugi. Mam nadzieję, że docenicie to co dla Was napisałam. Zapraszam do czytania oraz komentowania! :D Do napisania :*

KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ

niedziela, 6 grudnia 2015

Rozdział 1

 ***PERSPEKTYWA LILY***

Nastąpił dzień, który jest tak bardzo znienawidzony przez uczniów. Otóż jest to pożegnanie z wakacjami i przywitanie się na nowo ze swoją szkołą. Za pewno wszyscy, tak jak ja...cieszą się z tej chwili.

Zatem już dziś wkraczam do liceum. Liceum to jest, to czego strasznie się boję. Nowi ludzie, więcej nauki i matura. Po tym wszystkim będzie trzeba podjąć ważną decyzję i odpowiedzieć sobie na pytanie.

Co tak naprawdę chcę robić w życiu? 

Od dzieciństwa rodzice uczyli mnie, abym przysposabiała się do dalszej edukacji. Już w gimnazjum wybierając zajęcia i kończąc zadania byłam zmuszana do pójścia w ślady swoich rodziców. 

Medycyna nie jest tym co chciałabym robić w życiu. Moja natarczywa matka i ojciec jedynie chcą pochwalić się swoim znajomym, że ich jedyna córeczka wzięła z nich przykład i robi to z miłą chęcią. 

Mój budzik zadzwoni lada chwila. Ta noc nie była jedną z najlepszych. Pół nocy nie spałam tylko zastanawiałam się, czy na pewno dam sobie radę, aż w końcu powieki same opadły i mogłam uspokoić się chociaż na chwilę w śnie.

-Lily!- ojciec woła mnie z dołu.

Mruczę sobie coś pod nosem i wygrzebuję się ze swojego białego, wysokiego i dużego łóżka. W tym czasie mój telefon odzywa się po czym wyłączam wkurzający dźwięk budzika. Powoli strzepuję swoją kołdrę, aby zapobiec oburzenia rodzicielki. 

-Lily! Wstawaj spóźnisz się!- woła kolejny raz ojciec.

-Już wstałam!- odpowiadam.

 Wchodząc pod prysznic, błagam, żeby strach, który tłumi się w moim ciele trochę się zmniejszył. Gdy już stoję pod prysznicem napięcie moich mięśni natychmiast schodzi. Zostaję pod gorącym strumieniem wody na tak długo, że ciepła woda kończy się zanim kończę myć swoje ciało i włosy. Zanim owijam swoje ciało ręcznikiem, słyszę głos swojej matki. Informuje mnie o przyjściu Ariany i Beau. Wybiegam z łazienki i chwytam czarną, obcisłą sukienkę oraz czysty zestaw bielizny. Wracam do toalety i natychmiast zakładam swoje ubranie po czym zaczynam doprowadzać się do porządku. 

Po wysuszeniu włosów i ich skręceniu, zaczynam nakładać lekki makijaż, gdy już kończę wychodzę równie szybko z pomieszczenia. 

Idąc w stronę swoich przyjaciół, lekko się uśmiecham. 

Ariana wygląda jak zwykle pięknie- biała sukienka i cieliste szpilki na pewno spowodują, że faceci opadną z wrażenia.

Beau  jest ubrany w czarne rurki i koszulę, która (jak myślę) pogniotła się w czasie podróży.

Zostały mi do ubrania jedynie czarne, wysokie koturny, przez które błagam w głębi duszy, abym nie zaliczyła potężnego upadku.

 Podróż minęła nam szybko, definitywnie za szybko. Nim się obejrzałam wjeżdżaliśmy na parking i szukaliśmy wolnego miejsca z czym jest trudno, ponieważ jest bardzo zatłoczony. 

Nagle, gdy już staliśmy przy samochodzie, stanęło obok czarne BMW X6. 

Niezbyt mnie ono zaciekawiło, chciałam tylko w końcu ruszyć na apel i wrócić do domu, aby móc przygotować się na jutro. 

Słysząc głośny trzask zamykanych drzwi, odwróciłam głowę w stronę miejsca skąd dobiegał dźwięk. Ujrzałam dwóch identycznych z wyglądu chłopaków. Bardzo przystojnych, o ciemnych włosach i z tatuażami. 

Wspomniałam już, że nigdy wcześniej nie podobały mi się tatuaże? To znaczy nadal mi się nie podobają. 

Jeden z nich odwrócił wzrok w moją stronę, lecz nic nie zrobił, ani nie powiedział. Musiał czuć, że się na niego gapię. 

O jeny.

-O Boże, Lily! Widziałaś to co ja?!- piszczy Ariana.

-Tak, nie jestem ślepa- odpowiadam niewzruszona.

-I po prostu tak stoisz? Byli strasznie przystojni! Ten jeden się na Ciebie gapił!

-Nie w moim guście- kłamię.

Nie chcę zajmować się chłopakami. Nie mam na to teraz czasu. Muszę skupić się na nauce, a ten chłopak nie wyglądał na dobre towarzystwo.

_______________________________________

Siemka! Udało mi się napisać dla Was pierwszy rozdział! Mam nadzieję, że spodoba Wam się to co będę pisać. Bardzo bym się cieszyła, gdybyście napisali mi w komentarzach coś na temat tego rozdziału! Zapraszam do czytania i komentowania :D Do napisania! :*

KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ



sobota, 5 grudnia 2015

Bohaterowie

Lily Collins- szesnastoletnia mieszkanka Los Angeles. Ma przyjaciół bez których nie wyobraża sobie życia.


Ariana Grande- szesnastoletnia mieszkanka Los Angeles. Najlepsza przyjaciółka Lily i Beau.


Beau Brown- szesnastoletni mieszkaniec Los Angeles. Najlepszy przyjaciel Lily i Ariany.

Luke Brooks- siedemnastoletni mieszkaniec Los Angeles. Uważany za najgroźniejszego chłopaka w tym mieście.


Jai Brooks- siedemnastoletni mieszkaniec Los Angeles. Jest bratem bliźniakiem Luke'ya. W przeciwieństwie do brata jest przyjazny i nie ma problemów z prawem.

__________________________________________________________________________________

Hejka! Postanowiłam zacząć prowadzić bloga zupełnie od nowa. Chcę poprawić swoje niedoróbki z których nie byłam zadowolona. Mam nadzieję, że uda mi się tego dokonać :D 

Tymczasem przedstawiam Wam bohaterów mojego opowiadania! 

Zapraszam do czytania oraz komentowania :* 

Post pojawi się niebawem! 

Do napisania :D