poniedziałek, 21 marca 2016

Rozdział 6

***Perspektywa Lily***

Gdyby to wszystko potoczyło się inaczej zapewne nie stałabym teraz pomiędzy dwoma dygoczącymi z gniewu chłopakami.  Oczywiście, jak zawsze wszystko musiało pójść w złą drogę.

-Beau, błagam uspokój się. Wszystko Ci wytłumaczę!- podchodzę do niego bliżej i kładę rękę na jego torsie, ale ten natychmiast się odsuwa.

-Nie musisz. Widziałem wystarczająco dużo.

-Przepraszam..- jedynie takie słowo mogę z siebie wydusić w tej chwili.

-Za to, że mnie nie słuchasz? Miałaś się trzymać od tego gnoja z daleka!- krzyczy zrzucając z komody zdjęcia.

-Traktujesz mnie jak jakąś własność od dłuższego czasu. Co tak naprawdę ode mnie chcesz, Beau?- mówię łamiącym się głosem.

-Zabawne- odzywa się ze śmiechem Luke na co mierzę go wzrokiem. Podnosi ręce w znaku poddania się.

-Jeszcze raz się odezwiesz, a pożałujesz- grozi Luke'yowi.

-Zapominasz się.

Dostrzegam jak Luke zaciska szczękę i zmacnia uścisk pieści. Mój przyjaciel natychmiast do niego podchodzi i wymierza strzał w szczękę przez co wróg napastnika upada na ziemię. Beau nie przestaje  dawać ciosów. Chwilę pózniej role się zamieniają, lecz nie na długo.

-Przestań!- krzyczę, próbując odciągnąć zielonookiego chłopaka od rannego. W konsekwencji  zostaję odepchnięta tak, że tracę równowagę i upadam na wcześniej zbite szkło, leżące na podłodze.

Beau podnosi się z leżącego chłopaka po czym idzie w stronę drzwi od mojego pokoju. Zatrzymuje się na chwilę, następnie odwraca się w moją stronę.

-Mam nadzieję, że wszystko wróci do normy- odzywa się groźnym głosem po czym kładzie rękę na wysokim lustrze i zwala je na podłogę. Wychodzi.

Nie wiem nawet jak opisać to co teraz czuję. Moje uczucia są mieszane, pokój zdemolowany.  Przyjaciel okazał się zupełnie kimś innym niż się wydawało.


Czy na pewno wszystko wyszło na jaw o Beau?

Co jeszcze ukrywa i co ma w planach?


Chwytam się komody i próbuje wstać, tymczasem Luke siedzi na podłodze i wyciera krew wcześniej ściągnięta koszulką.

-Nie miałam pojęcia, że tutaj przyjedzie..- odzywam się.

Moje ciało jest obolałe, jestem przestraszona tym co się wydarzyło pare minut temu.

-Ma więcej siły niż kiedyś, wyrobił się skurwiel.

-Gdzie go poznałeś?- pytam.

-Nieważne.

-To nie odpowiedź.

-Załóżmy, że powiem Ci kiedy indziej.

-Łatwo nie odpuszczę- uśmiecham się w jego stronę delikatnie.

-Wiem to. Jesteś cholernie trudna i upierdliwa.

-A Ty nadal niewychowany- dogaduję.

-I ranny- dopowiada.

-Cholera! Połóż się- rozkazuję.

Idę do łazienki i wyciągam z górnej szafki małą apteczkę po czym natychmiast wracam do pokoju, gdzie jest niesamowity bałagan. Ranny chłopak zrobił, tak jak mu kazałam. Leży na łóżku z skrzyżowanymi rękoma za głową i gapi się w sufit niczym teraz ja na niego. Chwilę później odwraca wzrok na mnie i słodko się uśmiecha, a ja czuję jak do policzków napływa mi krew.

-Sytuacja się powtarza.

-Jaka sytuacja?- pytam nie za bardzo wiedząc o co chodzi.

-Kolejny raz łapię Cię na tym, że się na mnie gapisz- odpowiada, podnosząc się na łokciach. 

-Teraz będziesz przez parę minut czuł mój wzrok na sobie, więc lepiej się przygotuj i kładź- syczę, popychając go delikatnie, aby wrócił do swojej poprzedniej pozycji. 

Biorę najpotrzebniejsze rzeczy z apteczki oraz wodę, które umieszczam obok chłopaka i siadam na niego okrakiem, żeby łatwiej było mi dostać się do ran. Luke bacznie obserwuje moje ruchy, ale nie odzywa się ani słowem. Po starannym przemyciu i odkarzeniu ran na głowie zaczęłam zajmować się raną na brzuchu z lewej strony. Gdy wyciagałam kawałki szkła z szramy Luke się odezwał.

-Chyba często już opatrywałaś ludzi. Jesteś  w tym nieźle wprawiona- chwali mnie pierwszy raz.

-Przy rodzicach lekarzach trudno nie być- odpowiadam, dociskając mokry ręcznik do rozcięcia na co chłopak głośno syknął z bólu.

-Aaa! Przepraszam nie chciałam tak mocno!- panikuję.

-Dam radę. Bywało o wiele gorzej- uspokaja mnie.

W końcu unoszę swój ciężki tyłek nad jego dolną częścią ciała i sięgam po bandaż oraz gazę. Nie zważając na szybkość swoich ruchów siadam energicznie na jego krocze. 

-O kurwa, Lily- warczy, odchylając głowę do tyłu.

-Przepraszam!- zakrywam usta ręką.

-Jeśli nie chcesz, żebym tutaj zaraz doszedł to nie rób tak więcej- błaga.

Chwilę później kończę swoją pracę i mogę wziąć się za kolejną- sprzątanie. Długa noc przede mną. 

______________________________

Hejka! Wybaczcie mi, że musieliście tak długo czekać na kolejny rozdział, ale totalnie nie miałam czasu, aby go napisać :( Mam jednak nadzieję, że Wam się spodoba i wybaczcie mi wszystko! Zapraszam do czytania oraz komentowania, misie :* Do napisania! 

KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ